Dzisiejszy wpis będzie o społecznościowemu obliczu Internetu (i nie tylko) jakie ukazuje nam się w ostatnich latach, o tym kim są „social animals” i jak bardzo idiotyczne jest bycie kimś takim, oraz dokąd zmierzają serwisy społecznościowe z „twarzoksiażką” na czele. Będzie też trochę wspomnień, przemyśleń i jak zwykle dużo filozofowania. Powiem też czemu nie chcę żeby ktoś mianował mnie terminem „geek” lub „nerd”.
Pamiętacie Polski Internet w 2006 roku? Bez demotywatorów, komixxów, kwejka, techvortalu… PClaba jeszcze nie kupił onet, były tam fajne merytoryczne artykuły i rozmowy z inżynierami Intela. Wykop dopiero raczkował, gmail był tylko na zaproszenia, youtube miał 10 minutowy limit przesyłanych filmików a facebook był małym serwisem dla studentów o którym w kraju nad Wisłą nikt nie słyszał. Strony internetowe były o wiele prostsze niż teraz, o html5 nikt nawet nie marzył. Najpopularniejszą przeglądarką był Internet Explorer 6 a Windows 98 nadal był wspierany. Ludzie mojego pokroju pasjonowali się betatestami visty i skupiali np. na winbecie i osbecie. W tym czasie pewien student Informatyki wpadł sobie na pomysł fajnego serwisu o nazwie nasza-klasa.pl. Można było się zarejestrować, wyszukać sobie szkołę, rocznik i znaleźć kolegów z dawnych lat. Wszystko piękne, proste a idea szczytna, pozwalała na odnalezienie dawnych znajomych. Portal ten szybko stał się niezwykle popularny, sukces przyniosła mu niezwykła łatwość obsługi pozwalająca na rejestracje i wygodne korzystanie nawet osobom starszym a także nieszczególnie asymilującymi się z nowinkami technologicznymi i realiami Internetu.
Niestety tam gdzie zbierze się spore grono ludzi szybko zaczyna roić się od idiotów, co doskonale widać było na przykładzie naszej-klasy w późniejszych latach. Portal został sprzedany jakiejś firmie, zaczął powoli zmieniać profil na typowo zarobkowy. Nasza-klasa przestała być „miejscem dla ludzi z klasą” a zaczęła być zbiorowiskiem gimbusiarzy ociekającym głupotą, pojawiły się idiotyczne konta i szkoły fikcyjne takie jak „Chuck Norris” czy „Wyższa szkoła seksu i robienia lodów”. Coraz rzadziej tam zaglądałem bo coraz bardziej irytowali mnie tam ludzie. Wytrzymałem nawet zmianę regulaminu, rebranding i wprowadzenie idiotycznych dodatków typu eurogąbki i prezenty w stylu „król dresiarzy” albo „mistrz minety”, ale coraz większego napływu dzieciarni i idiotów wszelakich nie mogłem już znieść. Gdy zobaczyłem w skrzynce odbiorczej kolejne zaproszenie od kolejnego ośmiolatka któremu rodzice kupili komputer na komunię usunąłem konto. Obecnie nk.pl posiada około 14 milionów kont (z czego grubo ponad 10 milionów nie było aktywnych od ponad pół roku) i jest kojarzony z siedliskiem idiotów którzy nie umieją zarejestrować się na facebooku a moda na ten portal przeminęła tak szybko jak wybuchła.
No to teraz przypomnijcie sobie drodzy państwo facebooka w 2008 roku. Dopiero startowała polska wersja serwisu który był ciągle lansowany jako platforma komunikacyjna dla studentów i licealistów a podanie szkoły było obowiązkowe przy rejestracji. Gdy się tam zarejestrowałem byłem jednym z dwóch ludzi z okolic Włocławka. Urzekła mnie prostota, brak zbędnych dodatków i swoista elitarność. Na polskim facebooku w latach 2008-2009 skupiali się głównie specjaliści w swojej dziedzinie i trochę bardziej ogarnięci ludzie. Portal szybko uległ jednak popularyzacji na niewyobrażalną skalę i stał się swoistą ikoną i symbolem społecznościowego przekształcenia Internetu o którym było ostatnio znów głośno z powodu IPO na nowojorskiej giełdzie. Wyszło przy okazji na jaw że facebook jest wyceniony o wiele wyżej niż powinien i podatny na zmiany popularności bardziej niż jakikolwiek inny serwis. Polecam obejrzenie filmu „The Social Network” a potem przyjrzeć się biografii i samej postaci Marka Zuckerberga która sama w sobie jest fenomenem. To niewiarygodne że taki socjopata stworzył najpopularniejszy portal społecznościowy na świecie. Facebook zmienił bardzo wiele, m.in praktycznie wykosił gadu-gadu. Ktoś kto wpadł na pomysł że fejsbukowy czat będzie nieco tylko przerobionym XMPP łatwym do użycia w każdym ogólnodostępnym komunikatorze obsługującym tę sieć powinien dostać jakąś specjalną wersje informatycznego nobla.
Zostawmy na chwilę facebooka jako całość i przyjrzyjmy się temu to jest tam najważniejsze – czyli ludziom. Na szczęście nie ma tam takich skrajnych przypadków głupoty jak na nk, nie spotkałem także ludzi młodszych niż roczniki 96-98. Można zauważyć jednak niepokojącą rzecz. Ludzie zatracają coraz bardziej swoją indywidualność, sami się generalizując i tworząc siebie nie takim jakim są ale tym kim chcą być. Bardzo duża cześć osób w moim otoczeniu trochę przesadza z „uspołecznieniem”. Masowo udostępniają fotki z imprez na których często bywają, ścigają się w dodawaniu „znajomych” których praktycznie nie znają, informują każdego o każdym duperelu który robią, niekoniecznie zastanawiając się czy każdego interesuje to że idą do sklepu, na imprezę albo uprawiają seks.
Pisarz wymyślił kiedyś fajny termin dla określenia tego typu ludzi – „social animal”.
Rozwój łatwej komunikacji i powszechności dla każdego wszystkiego co udostępniamy ma niewątpliwie wiele zalet ale także masę wad m.in taką że ludzie powoli zapominają o swojej prywatności, wewnętrznym życiu i odrębności jako jednostka, ludzie łączeni są powoli w jedną wielką zbitą masę. XXI wiek to nie czas dla indywidualistów. Wszelkie przejawy odrębności umysłowej tępione są już w szkole, a protezą indywidualizmu są subkultury które w rzeczywistości jeszcze bardziej prowadzą do generalizacji. Typowy młody człowiek koniecznie szuka akceptacji (co jest jak najbardziej zgodne z jego etapem w rozwoju społecznym) chcąc należeć do jakiejś subkultury, grupy ludzi, czegokolwiek. Człowiek zawsze szukał akceptacji i dążył do tego by generalizować siebie samego, zjawiska takie jak serwisy społecznościowe tylko to pogłębiają.
Niewątpliwie człowiek jest istotą społeczną, jednak człowiekiem jest właśnie z powodu odrębności każdego z nas. Gdy stracimy zupełnie odrębność stracimy też człowieczeństwo stając się nie społeczeństwem a kolektywem ludzi bez własnych idei, marzeń, pragnień… Człowiekiem wartościowym jest nie ten kto dopasowuje się do otoczenia a ten który dopasowuje otoczenie do samego siebie.
Zapewne wielkie białe „f” na niebieskim tle minie jako przelotna moda, podobnie jak tablety i wszelkie cuda typu post-pc, a bańka finansowa Facebooka pęknie z donośnym hukiem doprowadzając wiele firm i serwisów internetowych do bankructwa i wpędzając świat w kolejną falę kryzysu. „Fejsa” zastąpi zapewne jakiś inny serwis np. Google+ albo so.cl i przejdzie ten sam „cykl” rozwoju. A cała zabawa zacznie się od początku niczym w buddyjskim kole życia. Ludzie dalej będą coraz bardziej toczyć się ku wielkiej krainie debilizmu i zlepiać się w jeszcze większą szarą kulę, tracąc życie dla pieniędzy i zatracając się w coraz bardziej bezcelowej konsumpcji póki się nie ogarną, co może nigdy nie nastąpić.
Tymczasem ja siedzę sobie na swoim zadupiu zwanym Michalinem, wiosce odległej od miast, tuż pod pięknym lasem na peryferiach świata. Nie lubię gdy ktoś nazywa mnie geekiem, nerdem, albo kimkolwiek innym bo nigdy się nie zaliczałem do jakiejkolwiek grupy ludzi. Robię swoje nie patrząc na innych, rzadko wychodząc z domu żeby nie użerać się z idiotami. Patrzę sobie trochę z boku na cały ten cholernie szybko poruszający się świat, można by rzec że stoję na trybunach wyścigu szczurów. I dobrze mi z tym.