Zabytkowe części komputerowe, czyli ile i czemu tak drogo?

Wielu pasjonatów takich jak my kolekcjonuje zabytkowe podzespoły komputerowe. Szukamy ich często na serwisach aukcyjnych i innych bardziej lub mniej oficjalnych kanałach sprzedaży. Często widząc ceny takich starych podzespołów można być lekko zdziwionym. Ceny bywają czasem większe niż nakazuje zdrowy rozsądek i logika. Wytłumaczenie tego zjawiska jest bardzo proste, o czym napiszę w tym artykule.

Co określa wartość czegokolwiek? Przede wszystkim występowanie danego dobra. Gdyby złoto było pospolitym pierwiastkiem ludzie nigdy by nie wpadli na pomysł uczynienia go środkiem płatniczym, dużą rolę odgrywa też zwykła psychologia. Świetnie temat złota wyczerpuje pan Wojciech Cejrowski, którego cenię za ogromną wiedzę o świecie i doświadczenie podróżnika mimo iż nie zgadzam się z praktycznie 90% jego prawicowych konserwatywnych poglądów.

No ale złoto nie ma wiele wspólnego ze starymi podzespołami, no może tylko tyle że można z nich odzyskać kilka gramów złota, co stało się obecnie idiotyczną manią która sprawia że tysiące pięknych komputerów poszło na przemiał. Częściowo z tego powodu płyty pod 286/386/486 są w cenie całkiem porządnych płyt pod Core2Duo (50-100 zł), a za cenę kart Voodoo 1 i 2 jakie nielicznie pojawiają się na Allegro można kupić współczesną kartę pokroju Geforce 8600GT. Podobnie jest z kartami graficznymi Herculesa rzadko, albo czymkolwiek starszym niż standard VGA, takie podzespoły zresztą pojawiają się na aukcjach strasznie rzadko. Klony PC XT zaczynają się od 150-200zł, a i ceny w stylu 400-500zł nikogo nie dziwią, zwłaszcza gdy pojawi się oryginalny wyrób IBM w dobrym stanie. Zazwyczaj natychmiast po rozpoczęciu aukcji ludzie rzucają się na „kup teraz” albo windują ceny do niewiarygodnych wartości. Nie wspomnę już nawet o starych komputerach Apple (to zresztą zawsze była droga firma) i Amigach.

Na początku warto odpowiedzieć na pytanie co odróżnia sprzęt zabytkowy od sprzętu zwyczajnie starego. Oba typy łączy brak wartości użytkowej współcześnie, jednak mimo iż sprzęt zabytkowy jest zarazem stary to sprzęt stary nie zawsze musi być zabytkowy. Weźmy przykładowo taki zestaw Optimusa z końca ubiegłego wieku. Celeron Mendocino, 64MB ramu, bardzo niskobudżetowa płyta na chipsecie firmy krzak w formacie micro ATX, malutka obudowa z dumnie wyglądającą naklejką z licencją na niezwykle dopracowany i stabilny Windows Me. Wartość użytkowa w dzisiejszych czasach bardzo mała. Dowolna współczesna strona internetowa zamuli nam komputer, nawet jak wgramy bardziej ludzki OS typu Win 2K i Operę i rozbudujemy RAM. Można sobie co najwyżej pograć w DSJ i inne dosowe gry albo pobawić się starymi programami. Wiem, fajny sprzęt do zabawy, sam mam taki bo dostałem kiedyś z wymiany sprzętu w jakimś biurze, ale czy dalibyście za coś takiego 200zł? Bo ja nie.

Oto jest klucz do zagadki. Zestaw tego typu jest po prostu obecnie w „dołku” cenowym. Najprościej wytłumaczyć to za pomocą wykresu:

Wykres ten jest narysowany w dużym uproszczeniu, nie uwzględnia wahań kursów walut itd. Na początku podczas premiery danego urządzenia cena utrzymuje się na w miarę równym poziomie aż do pojawienia się następnych generacji sprzętu. Dane urządzenie się starzeje i spada jego wartość użytkowa bo nie jest w stanie obsłużyć np. nowego oprogramowania w przypadku procesorów. Po kilku latach dochodzimy do momentu gdy wartość użytkowa jest praktycznie zerowa, ale sprzęt nadal jest „pospolity”. Można go wtedy dostać praktycznie za nic. Po kolejnych kilku latach w miarę jak „w obiegu” mamy coraz mniej sztuk wartość kolekcjonerska danego urządzenia powoli rośnie. Właśnie takie zjawisko zachodzi w przypadku bardzo starego/rzadkiego sprzętu. Przykładowo zestawy oparte na 486 miały swój „dołek” w latach 1999-2002 kiedy to w serwisach komputerowych można je było kupić za przysłowiowe „pięć złoty”. Commodore C64 miał najmniejszą wartość w latach 2000-2005 ale nadal jest stosunkowo tani z uwagi na dużą liczbę wyprodukowanych sztuk.

Sprawna platforma oparta na procesorze 486 z przełomu lat 80/90 to coraz rzadszy i droższy widok.

Z powyższych powodów kolekcjonowanie zabytkowej elektroniki staje się powoli dość elitarnym i strasznie ciężkim do realizacji hobby. Zdobycie wielu ciekawych rzeczy to kwestia szczęścia, trafienia na odpowiedniego sprzedawcę itd. Tydzień temu widziałem na pchlim targu we Włocławku pełen zestaw Amigi 500 ze wszystkim, łącznie z pudełkiem, oryginalnym monitorem, a nawet kartą gwarancyjną z pewexu. To wszystko za 50zł. Gdybym miał 50zł, byłbym tego dnia najszczęśliwszym człowiekiem na świecie…

Czy warto się w to bawić? Oczywiście że tak! Gromadzenie takich zabytków techniki jest swoistą misją inwestowania w przyszłość i przeszłość jednocześnie. I nie chodzi mi bynajmniej o to że taki 486 za 30 lat będzie mógł opłacić studia naszych dzieci, a za 100 będzie abstrakcją i drogim muzealnym eksponatem dla ludzi żyjących w erze post-pc. Ten chory świat żyje chwilą, nie patrząc ani w przyszłość ani w przeszłość. Powili zapominamy o pracy i dokonaniach przeszłości które bardzo szybko idą w cień,  a przecież taki XT, Amigę, albo 486 ktoś musiał zaprojektować, wyprodukować i sprzedać cholernie się przy tym trudząc. W pogoni za coraz szybciej pędzącym światem przestaliśmy też marzyć o przyszłości…

„Niech przyszłość wypowie prawdę i oceni pracę i dokonania każdego z nas. Teraźniejszość należy do nich, ale przyszłość, dla której ja naprawdę pracowałem, należy do mnie”
– Nikola Tesla