Rzut okiem na dysk Toshiba Canvio Basics 3.0

Rzadkocanvio-basics-marquee-hero zdarza się żebym robił test jakiegoś sprzętu na blogu, ale jak pojawi się jakaś dobra okazja to w sumie czemu nie? Kilka tygodni temu dostałem tajemniczą przesyłkę z dyskiem przenośnym Toshiba Canvio Basics 3.0 o pojemności 500GB, który Orange rozdaje za darmo w zamian za przedłużenie umowy. Jest to dobra okazja by wypróbować możliwości interfejsu USB 3.0 i przekonać się czy w dobie chmury i szybkich pendrivów talerzowe dyski przenośne na USB nadal mają racje bytu. Zapraszam do lektury.

Dawno dawno temu, kiedy byłem szczęśliwym dzieciakiem mającym Athlona XP 1700+ zastanawiałem się jak przenosić dane między komputerami żeby np. móc zgrywać obrazy ISO buildów Longhorna ściągnięte w szkole, lub gry od kolegów. Wbrew pozorom nie było to zadanie łatwe. Dyskietka 3,5 cala była co prawda powszechna, a w każdym komputerze była stacja FDD, ale ze swoją śmiesznie małą pojemnością nadawała się ona co najwyżej do przenoszenia dokumentów Worda, i to tylko bez obrazków. Pendrive 1GB kosztował ponad 100zł, można było taniej kupić mniejsze o pojemności 128-512MB, jednak na takich nie mieścił się nawet jeden film w formacie DivX, ani obraz ISO Windowsa. Internet mało kto miał, a jeśli już to była to co najwyżej jakaś Neostrada z prędkościami 512/128kbps gdzie duże pliki wysyłały się całymi dniami, więc o chmurze nawet nikt nie myślał.

Pudełko

Dysk jest zapakowany w poprawny sposób, w zestawie są tylko rzeczy niezbędne do jego uruchomienia.

Sytuacje nieco ratowały coraz powszechniejsze nagrywarki CD i płyty CD-R które były już dość tanie. Pamiętam że ściągając pod koniec 2006 roku Vistę w wersji RTM podzieliłem ją winrarem na kilka części których rozmiar odpowiadał pojemności płyty CD, a następnie nagrałem na kilka płytek kompaktowych. Do przenoszenia danych bardziej opłacało się kupić płytę wielokrotnego zapisu (CD-RW), dzięki czemu z wykorzystaniem odpowiedniego oprogramowania można z niej było korzystać jak z pendriva, choć nadal nie każdy komputer miał nagrywarkę, a wady dysków optycznych sprawiały że szybkie i dokładne nagranie danych było niemożliwe. Pamiętacie czasy kiedy przy każdym pececie był stos pudełek z płytkami, a gdy koledzy prosili żeby coś im wysłać to nagrywarka niemal ciągle pracowała na pełnych obrotach? Warto zauważyć że nagrywarki DVD były wtedy niedoścignionym marzeniem, pierwszą kupiłem dopiero w 2007 roku.

Dostałem wówczas stary dysk 15GB IBM, oczywiście na IDE. Głośny, wolny, toporny, przez jakiś czas po kupieniu nowszego PC służył mi do wachlowaniem systemami operacyjnymi na K6 i Athlonie XP. Pewnego dnia wpadłem na pomysł kupienia do niego kieszeni USB. Tak oto stałem się posiadaczem wielgachnego jak na tamte czasy pendriva, który poza kilkoma niedogodnościami wynikającymi z małej w tamtych czasach popularności komputerów z USB 2.0 i koniecznością tachania dodatkowego zasilania był najlepszym rozwiązaniem do przenoszenia danych na duże odległości.

Porównanie

Porównanie rozmiarów trzech dysków przenośnych. Toshiba w środku. Po lewej najtańsza chińska aluminiowa kieszeń na USB 3.0, po prawej dysk 3,5″ Trekstor 250GB.

Koniec wspomnień, czas na teraźniejszość. Jakiś czas temu wracając z uczelni pod domem czekał na mnie kurier z paczką, w której znajdował się dysk, wraz  z umową na przedłużenie umowy z Orange. Upominki za przedłużenie umowy na Neostradę są tradycją jeszcze od czasów TP. Pamiętam że dostałem pudełkową wersję Microsoft Office 2007, potem nawigację GPS Lark (obecnie dedykowane urządzenia do nawigacji wymierają zabite przez smartfony) i taki śmieszny odtwarzacz MP3 8GB. Pamiętam że Office, oraz GPS sprzedałem kompletując pierwszy komputer testowy, oraz chcąc sfinansować wycieczkę do Niemiec, a odtwarzacz MP3 używany jako pendrive szybko padł. Dawanie upominków klientom jest znaną i skuteczną metodą marketingową, zwłaszcza że obdarowany klient i tak z nawiązką zwróci pieniądze za prezent.

Posiadam jeszcze chińską aluminiową kieszeń na USB 3.0 w której znajduje się Seagate Momentus Thin 5400.9 o pojemności 500GB i też ją opiszę w celu porównania. Dysk Toshiby jaki jest każdy widzi, jego ociosany kształt z zaokrąglonymi rogami przyjemnie dopasowuje się do kształtu dłoni, a twardy plastik robi na mnie lepsze wrażenie niż słabej jakości odlew aluminiowy w tanich chińskich obudowach do dysku 2,5″. Na dole znajdują się gumowe podkładki antypoślizgowe, które mogą nieraz uratować dysk przed upadkiem z biurka lub obudowy peceta. Na górze mamy diodę, która prócz migania podczas transferu danych wskazuje na tryb pracy i świeci się na biało gdy korzystamy z trybu USB 2.0 (który jak wiadomo ogranicza wszystko do około 33MB/s) i niebiesko gdy z 3.0 co jest bardzo fajnym pomysłem. Z boku znajduje się złącze Micro USB 3.0, które jak wiadomo jest poszerzonym zwykłym Micro USB i wstecznie z nim kompatybilne. Warto się zastanowić, czemu w tanich kieszeniach USB o jakich wspomniałem wyżej zamiast Micro USB mamy pełne złącze USB typu A i przedziwny kabel zakończony dwoma wtyczkami USB? Na szczęście w Toshibie nie ma takich kombinacji i dzięki mniejszemu złączu, obudowa może być naprawdę płaska, choć mogłaby być jeszcze bardziej gdyby w środku znajdował się dysk o grubości 7 a nie 9,5mm. Skoro już o dysku w środku mówimy, znajduje się tam najzwyklejszy laptopowy dysk SATA Toshiba MK5075GSX wraz z przejściówką na USB, co zwiększa możliwości zastosowania takiego dysku. Nie ma tutaj zagrywki w stylu tego co robi WD robiąc dyski w których taka przejściówka jest na stale wbudowana w elektronikę urządzenia.

HD Tune

HD Tune

Dysk nie wymaga jakiegokolwiek dodatkowego zasilania, także w USB 2.0, nawet na starszych komputerach z mniej wydajnymi prądowo portami. Nowe energooszczędne dyski 5400RPM wysyłają na śmietnik historii przedziwne kable z podwójnymi wtyczkami USB. Po podłączeniu dysku do komputera od razu pojawia się on w systemie, sformatowany fabrycznie w NTFS. Jest to ukłon w stronę mniej doświadczonych użytkowników. Na dysku znajduje się instrukcja w PDF w której opisują zaskakująco dużo rzeczy np. różnice systemów binarnego i dziesiętnego, tłumacząc dlaczego nie widać całych 500GB. A jak z wydajnością? Stały transfer 100MB/s, zarówno podczas zapisu jak i odczytu. Przewaga nad tanimi pendrivami jest miażdżąca, mój Goodram Edge 3.0 16GB dysponuje podczas odczytu prędkością 70MB/s, jednak już tylko ledwie 20MB/s podczas zapisu. Pamieć flash ma znacznie niższą prędkość zapisu danych, co widać w każdym pendrivie kosztującym mniej niż 150zł.

Obecnie istnieją setki sposobów żeby dowolne dane przesłać z komputera na komputer. Mamy szybkie łącza internetowe, płyty Blu-ray, tanie i pojemne pendrivy. Talerzowe przenośne dyski twarde jak najbardziej stanowią świetną konkurencję dla pendrivów, dzięki świetnemu stosunkowi pojemności i wydajności do ceny. Żeby kupić pendriva który prześcigałby parametrami zwykły laptopowy dysk 2,5 calowy trzeba by było wydać kilka razy tyle, a taki pendrive przypominałby bardziej budową dysk SSD…

Ciężko się przyczepić o cokolwiek do dysku Toshiba Canvio Basics 3.0, jest dobrze zaprojektowany i wykonany, szybki, prosty i tani. Wersję 500GB można kupić na Allegro już za 150zł (dzięki klientom Orange chcącym pozbyć się niepotrzebnego prezentu) a wersję 1TB za 220zł. Taki dysk podpięty do portu USB 3.0 działa tak wydajnie jakby był podpięty bezpośrednio do złącza SATA i świetnie nadaje się do backupów, przenoszenia dużej ilości danych, odpalania Kafla z Windows To Go i czego tylko jeszcze informatyczna dusza zapragnie, zwłaszcza że USB 3.0 stało się już standardem w większości komputerów.