Pospecetowa creppypasta, czyli z głową w chmurach…

Dzisiaj znów trochę pofilozofuję, więc jeśli ktoś liczył na zapach palonej elektroniki o poranku musi poczekać do przyszłych wpisów… Od dłuższego czasu myślałem nad artykułami w których przedstawię obawy związane z Cloud Computing. Myślałem też nad rozwinięciem tematu post-pc który niedawno opisał Kadet a wcześniej ja. Wpadłem na pomysł połączenia obu tych pomysłów w dość kreatywnej strasznej fabularnej historyjce z morałem. Zakładam że czytelnicy tego bloga wykazują się wyobraźnią i umiejętnością samodzielnego myślenia, więc odgadnięcie przesłania nie będzie trudne. Pozostaje mi zaprosić do czytania i wierzyć że taka sytuacja nigdy nie nastąpi…

24 Stycznia 2025 roku. Piątek. Wracasz zmęczony do domu po ciężkim dniu w pracy który wieńczy cały tydzień roboczy. Nie możesz już patrzeć na postępujący debilizm społeczeństwa. Na szczęście jednak zaczyna się weekend, myśl o spokojnym odpoczynku napawa cię radością. Nic z tego.

Twój samochód odmawia posłuszeństwa nie rozpoznając twojego elektronicznego dowodu osobistego. Pozostaje ci wezwać pomoc drogową, a do domu wrócić na piechotę. Gdy ledwo czujesz nogi po kilkukilometrowym spacerze i w końcu dochodzisz do domu okazuje się że coś tu nie gra. Już z oddali słychać muzykę puszczoną na cały regulator z twojego zestawu stereo. Zraszacze ogrodowe włączyły się zalewając cały twój ogród. Przy minus osiemnastu stopniach powstało z tego jedno wielkie lodowisko.

Gdy wyważasz drzwi bo zamek oczywiście nie rozpoznał twojego dowodu czujesz przejmujące zimno. Ogrzewanie się wyłączyło, zamiast niego uruchomił się klimatyzator. Masz w domu minus trzydzieści stopni. Gdy podziwiasz zamarznięte akwarium z rybami których ciała zastygły w zdziwieniu nagle słyszysz histeryczne, lecz znajome krzyki. W pustej framudze wyważonych drzwi stoi twoja dziewczyna. Jest rozhisteryzowana krzycząc jak mogłeś jej to zrobić i zerwać z nią na Facebooku. Uspokajasz ją mówiąc że sam nie wiesz o co w tym wszystkim chodzi.

Razem próbujecie jakoś ogarnąć ten burdel. Uruchamiasz komputer chcąc zobaczyć co się stało z systemem zarządzania cyfrowym domem. Ze zdziwieniem stwierdzasz że nie możesz się zalogować. Komputery, nawet te stacjonarne stały się malutkimi terminalami opartymi na procesorach ARM w których EFI zaimplementowana jest funkcja uruchamiana systemu operacyjnego bezpośrednio z chmury obliczeniowej. Nie masz dostępu do żadnych swoich danych. Z przerażeniem dzwonisz do supportu Microsoftu. Oczywiście z telefonu dziewczyny bo twój telefon oparty na Windows Phone też nie działa. Mają cię kompletnie w dupie mówiąc lakonicznie że wszczęto procedurę usuwania konta z powodu wykrycia niedozwolonych materiałów. Robi ci się słabo. Kij już z filmami i muzyką która zbierałeś latami ale co z projektami graficznymi które miałeś oddać szefowi w poniedziałek? Wszystko przepadło. Oczywiście chmura oferuje opcje backupów które… zostały usunięte wraz z twoim kontem. Nigdy nie posiadałeś żadnych niedozwolonych danych i korzystałeś z komputera głównie do pracy. Jedyne logiczne wytłumaczenie to jakiś pojeb który włamał ci się na konto.

Dzwonisz jak najszybciej do banku aby zablokować konto i kartę kredytową. Za późno. Twoje tętno skacze do 150 uderzeń na minutę gdy miła pani powiadamia cię o debecie w wysokości dwustu tysięcy euro. Jeszcze przez wiele tygodni musisz kłócić się z przedstawicielami sex-shopów że to nie ty zamówiłeś dwa tiry wibratorów analnych. Dodatkowo lodówka zwariowała i zamówiła chyba pół Biedronki. Pozostałe pieniądze przepadły na zawsze…

Oczywiście tracisz pracę. Szef wywala cię na zbity pysk za te projekty których nie oddałeś. Wyrobienie nowego dowodu osobistego na co musisz czekać 2 tygodnie niewiele ci daje. Nie masz szans znaleźć nowej pracy, obecnie każda firma wymaga weryfikacji danych osobowych przez Facebooka, a twoje konto zostało zablokowane. Twój dom nadaje się tylko do remontu. Na szczęście możesz mieszkać u dziewczyny.

W akcie desperacji szukasz jakiegoś informatyka. Jeszcze kilka lat temu w twoim mieście było kilka-kilkanaście serwisów komputerowych. Obecnie jest to zawód praktycznie zapomniany. Nikomu nie opłaca się naprawiać komputerów. Gdy komuś popsuje się tablet, lub terminal stacjonarny to kupuje po prostu nowy za 20 euro a stary wyrzuca. Po zalogowaniu się do chmury obliczeniowej ma się skonfigurowane, zawsze aktualne środowisko pracy i dostęp do swoich danych na każdym urządzeniu, formaty i instalacje nowych systemów operacyjnych odeszły więc do lamusa tak samo jak rozbudowa sprzętu. „Rozbudowa” polega teraz po prostu na kupnie większej ilości mocy obliczeniowej w chmurze. W sumie nie jest więc dziwne że większość niezależnych informatyków i małych domowych firm po prostu powymierała. Zostały wielkie korporacje które zatrudniają ludzi do obsługi swoich gigantycznych farm serwerów za głodowe pensje. To nowa forma niewolnictwa XXI wieku.

Znajdujesz ogłoszenie w gazecie. W domu pełnym starych komputerów drzwi otwiera ci zarośnięty stary człowiek. Gdy mówisz mu o tym co ci się przytrafiło tylko ponuro się roześmiał. Dość długo rozmawiacie. Ten stary zgorzkniały dziwny człowiek tłumaczy ci powoli co się stało i że niestety niewiele da się zrobić w tej sytuacji. Opowiada o dawnych czasach w których technologia miała jeszcze duszę. O czasach w których zarówno dane jak i moc obliczeniowa należała do ludzi a nie do wielkich korporacji. O czasach w których trzeba było wykazać się jakąś inteligencją i umiejętnościami żeby wejść w cyfrowy świat. Proponuje ci sprzedaż niemal dziesięcioletniej maszyny z coraz mniej pamiętanej klasy PC. Gdy wychodzisz od niego z kilkoma płytami z oprogramowaniem i dużą blaszaną obudową obudził się w tobie optymizm i szansa odbudowania twojego cyfrowego życia…