Opinia autora wyrażona poniżej jest jego osobistą i niekoniecznie musisz się z nią zgadzać, co automatycznie nie musi się wiązać z hejtem i obrazą.
Tym razem będzie to wpis który na pierwszy rzut oka może nie mieć zbyt wiele wspólnego z technologiami, ale wbrew pozorom się mylicie 😉 Chcę tutaj co niektórych ostrzec przed pochopnym wyborem kierunku na „wymarzonej” uczelni wyższej.
Dlaczego ostrzec? Do napisania tego małego „artykułu” zmotywował mnie mini reportaż wideo który obejrzałem na Onecie (tak, zdarzają się tam porządne i ciekawe rzeczy na tym serwisie) dotyczący braku zatrudnienia mimo posiadanego wyższego wykształcenia. Ciekawe czemu? Problem jest niestety wielopoziomowy obejmujący właściwie moment, gdy młodzi ludzie zaczynają naukę w gimnazjum. Jak jest z pracą w naszej pięknej krainie między Odrą a Bugiem, wiemy wszyscy. Niestety absolwenci studiów nadal myślą, że po zdobyciu magistra czy inżyniera będą robić za niewiadomo ile. Jeszcze 10-15 lat temu nie byłoby tego problemu, bo ktoś kto skończył studia był „kimś”. Teraz uczelnie produkują tzw. „wykształconych bezrobotnych”, właściwie debil ukończy kierunek na którym ciężkie myślenie nie jest obowiązkowe. Dlaczego tak się dzieje? Główną przyczyną jest system szkolnictwa. Nie dość, że jest on przestarzały, to jeszcze dostosowywany jest właśnie dla kretynów. Nie daje rozwijać się młodym umysłom, i tacy potem zasilają urzędy pracy w kolejce po zasiłek. Przez wiele lat matematyka na maturze nie była obowiązkowa, traktowano ją po macoszemu i takim sposobem studenci wybierali (i zresztą dalej wybierają) studia humanistyczne, bo nie ma na niej matmy. A że znakomita większość osób się na takie coś wybiera, na rynku pracy jest przerost ludzi z określonym wykształceniem, a miejsca zatrudnienia ot tak magicznie się nie zwiększą, by każdy mógł „pomagać sobie i państwu”.
No OK, powiedzmy, że ktoś skończył już tą europeistykę czy stosunki międzynarodowe. Taka osoba uważa, że „jest inżynierem, magistrem, doktorem i musi od razu zarabiać krocie”. TAKI CHUJ. Bez doświadczenia nawet w swoim zawodzie pracodawca nie da ci od razu 5 tysięcy na rękę, tylko np. dwa i jeśli się sprawdzisz, dostaniesz podwyżkę lub awans. Taki system jest wszędzie i nawet jeśli uczyłeś się 30 lat, sam papierek nic ci nie da.
Nadal wielu uważa, że pójście do zawodówki czy technikum jest hańbą, bo w końcu „co ja będę mieć za zawód, nigdzie roboty nie znajdę!”. I tu jest błąd. Na gwałt są potrzebni fachowcy właśnie w takich „prostych” profesjach jak np. elektryk, murarz, stolarz, tokarz, mechanik, hydraulik lub budowlaniec który wie jak poprawnie zbudować dom, inaczej za jakiś czas nowopowstałe budynki będą się walić po roku.
Skoro nie masz zainteresowań z którymi chciałbyś związać swoją przyszłość, albo jesteś tragicznie słaby w nauce, idź do szkoły zawodowej. Tam przynajmniej nauczysz się praktycznych rzeczy i od razu masz duże szanse na znalezienie sobie pracy. Natomiast jeśli np. informatyka czy inna dziedzina nauki jest twoją pasją i jest ona dostępna w technikum, wybierz się do niego bez wahania. Po drodze zdobędziesz sobie zawód technika, a co niektóre rzeczy wyuczone na przedmiotach zawodowych moga ci się przydać na studiach, w przeciwieństwie do licealistów którzy będą musieli nadrabiać braki. Sam idę na informatykę bez matury z informatyki, mimo, że jestem bardzo słaby z matmy.
Tłumaczenia aktualnych studentów studiów humanistycznych są dla mnie wręcz śmieszne. Uczęszczają na nie, bo „chcą poszerzać horyzonty”, dla zdobycia samego tytułu i dyplomu, dla ominięcia ścisłych przedmiotów lub „nie wiedziałem co wybrać, i tak nie będę pracował w tym zawodzie”.
I czemu się dziwimy, że na techniczne studia praktycznie nikt się nie wybiera? Na przykładzie słynnej polskiej uczelni zwanej Uniwersytetem Jagiellońskim widać to dobitnie. Dla kierunków takich jak: dziennikarstwo, filologia polska, stosunki międzynarodowe czy psychologia na jedno wolne miejsce ubiegało się od 10 do 20 kandydatów! Dla profesji jak: budownictwo czy matematyka średnia wynosiła 1,23 osoby na miejsce. Właściwie ja mógłbym wysłać podanie i pewnie bym się dostał bez większych problemów.
Na szczęście (chyba) ta tendencja zaczyna się powoli zmieniać. W tym roku po raz pierwszy od 10 lat zanotowano wzrost uczniów w technikach i szkołach zawodowych, oraz studentów na kierunkach technicznych jak np. geodezja i kartografia. MEN pomaga uczelniom które tworzą tzw. kierunki zamawiane. Może w końcu ludzie pomyślą, że liceum nie jest dla wszystkich takie fajne, bo rynek pracy jest dzisiaj bezlitosny. Powinno się wybierać szkołę średnią i przyszłe studia pod względem zainteresowań i umiejętności.
Dlaczego nic nie napisałem o robocie za granicą? Chciałem skupić się na realiach „krajowych”, a takie uciekanie od problemu jak emigracja nie spowoduje poprawy sytuacji. Lepiej kształcić się w tym, co rzeczywiście nas interesuje lub jakie są potrzeby w środowisku, by potem nie obudzić się z przysłowiową „ręką w nocniku”.