Dzisiejszy wpis miał być o Windows 10 Mobile w wersji RTM. Niestety, system nadal jest pełen błędów, program Insider wersji mobilnej został przedłużony, a nowe Lumie zostaną zaprezentowane z wersją delikatnie mówiąc, nieukończoną. Ostatnie wydarzenia w świecie systemów mobilnych każą nam się zastanowić czy przypadkiem nie czeka nas wizja wielkiego monopolu. Co to oznacza dla nas i czy może być w tym coś dobrego? Zapraszam do artykułu.
Szalony postęp…
Postęp jest jak stado świń. I tak należy na ów postęp patrzeć, tak go należy oceniać. Jak stado świń łażących po gumnie i obejściu. Z faktu istnienia tego stada wypływają rozliczne korzyści. Jest golonka. Jest kiełbasa, jest słonina, są nóżki w galarecie. Słowem, są korzyści! Nie ma co tedy nosem kręcić, że wszędzie nasrane.
- – Andrzej Sapkowski
Rynek smartfonów od pewnego czasu jest dziwny. Postęp w prześciganiu się na specyfikacje techniczne, cyferki, megaherce, megapiksele, rozdzielczości i rozmiary ekranu nie miał takiej skali nigdy wcześniej w żadnej innej dziedzinie techniki, nawet w najbardziej szalonym rozwoju rynku PC na przełomie wieków. W ciągu pięciu lat urządzenia które trzymamy w kieszeni wyewoluowały z prostych narzędzi komunikacyjnych w potężne komputery z wielordzeniowymi procesorami i gigabajtami pamięci operacyjnej. Postęp ten jednak jest szalony, czasami pędząc do przodu zupełnie pomijając prawa logiki. Dobrym tego przykładem jest rozdzielczość ekranu. Zgodnie z wieloma badaniami i testami ludzie czują komfort przeglądania treści przy gęstości około 300 pikseli na cal kwadratowy, odpowiada to mniej więcej rozdzielczości 720×1280 na 5 calach i Full HD na 6 calach. Oczywiście nie twierdzę że człowiek nie jest w stanie rozróżnić 720p od Full HD, 2K i 4K, i nie twierdzę że jakość obrazu na 4K nie jest lepsza, jednak ledwo zauważalne korzyści niuansów ostrości czcionek ustępują ogromnym kosztom potężnego układu zdolnego wygenerować obraz w takiej rozdzielczości i poboru energii całego urządzenia. W praktyce ekran 4K w telefonie to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Pamiętam jak bardzo wielkim skokiem było przejście z ekranów 320×240 na 320×480, potem 480×800 i 720×1280. Przy każdym z dych skoków można było faktycznie zobaczyć więcej i wykorzystać bardziej interfejs urządzenia, wszystko co było potem to już tylko coraz większe skalowanie. Jedyny sens tak wielkiego upakowania pikseli to okulary VR, ale jako dedykowane urządzenia, a nie kartonowe nakładki na telefon…
Samsung zapowiedział już projekt ekranów 8K w telefonach i rozpoczęcie masowej produkcji za rok. Za progiem czekają Snapdragony 820, projekty 16 rdzeniowych procesorów Mediateka i przekroczenie bariery 4GB ramu korzystając z niedawno upowszechnionej 64 bitowej architektury ARMv8. Gdzie to wszystko się zatrzyma? Czy w 2020 roku nikogo nie będzie dziwić 7 calowy telefon z dodatkowym akumulatorkiem przenoszonym w walizce? Na szczęście nie wszyscy dają się ponieść szale cyferek. Apple jest jedyną firmą która konsekwentnie trzyma się wartości 300dpi. Firma która wymyśliła ekran Retina i zapoczątkowała wyścig na rozdzielczości ma do tego wszystkiego najbardziej zdroworozsądkowe podejście. HTC także montuje maksymalnie Full HD w swoich flagowcach, dodatkowo należy ich pochwalić na wydanie wersji swojego M8 z Windows Phone (Ale za wsparcie starszych modeli już nie).
…z piętnem jednolitości
Paradoksem jest to że w świecie tak olbrzymiego postępu i wysypu firm z Chin, które powoli stają się gigantami wszystko jest takie… nudne. Wszystkie współczesne telefony to 5 calowe dachówki, a coraz więcej ludzi używa 6 calowych desek do krojenia. Pamiętam jak kiedyś śmiano się z posiadaczy starych telefonów że mają „cegły”, teraz mały telefon staje się powoli abstrakcją. Nawet w świecie Windows Phone osoby chcące znaleźć coś dobrego w rozmiarze 4 cali nie maja czego szukać, co najwyżej polować na 4,5 calową Lumie 635 w wersji z 1GB ramu. Czy niedługo wyewoluujemy w formę stworzeń z 20 centymetrowymi palcami jak u niektórych kosmitów? Osoby lubiące fizyczne klawiatury także nie mają czego szukać, chyba że takich dodatkowych na bluetooth noszonych w osobnej kieszeni. Projekty takie jak cała seria Nokia Comunicator, HTC Dream, Motorola Flipout, czy Dell Venue Pro można tylko wspominać z nostalgią.
W tym zarazem tak jednolitym i tak szalenie pędzącym do przodu rynku mobilnym wszelkie alternatywy systemów operacyjnych powoli się wykruszają. Do historii przeszły już Symbian i MeeGo. Blackberry OS niedługo do nich dołączy, a Windows Phone/Mobile to wielki znak zapytania. Nokia wraca w 2016 roku z telefonem z Androidem. Blackberry już zaprezentowało model Priv, także z Androidem (szok w trampkach, fizyczna klawiatura).
Na pewno dużo osób myśli sobie „a co z iOS?”. No, jest fajny i w ogóle, ale Apple nigdy nie chciało zawojować całego rynku. Mimo świetnych produktów ich targetem jest elitarna klasa „premium”. Gdy pojawiły się Maki z procesorem x86 mogli w najgorszym dla Microsoftu okresie po premierze Visty wydać oficjalną pudełkową wersję OSX na PC, to byłby cios dla Microsoftu, być może nawet śmiertelny. Nie zrobili jednak tego bo straciliby swoją „elitarność”. iPhone nigdy nie będzie dostępny dla zwykłego Kowalskiego, zawsze kosztując co najmniej dwie wypłaty w Polsce. iOS będzie miał zawsze około 30% na świecie i 50% w USA, zawsze pozostając okopane w swojej piaskownicy. Apple świetnie się z tym czuje i zarabia na tym krocie.
Pod znakiem zapytania mamy dalszy rozwój systemów mobilnych Microsoftu, który po zmianie prezesa jest bardzo otwarty na inne rynki. Jak wiadomo Microsoft od jakiegoś czasu ma lepsze wsparcie aplikacji na iOS i Androida niż na własny system. Windows 10 Mobile to mimo prawie rocznego rozwoju w praktyce nadal wczesna beta, która posiada co prawda ciekawe nowości, ale ciągle irytuje. Trzeba jednak wierzyć, bo Windows to jedyny system mobilny który jest w stanie chociaż rzucić wyzwanie zielonemu robotowi. Ale czy na rynku pecetów Microsoft nie ma się czego bać? Ostatnie projekty minikomputerów ze zmodyfikowanym desktopowym androidem nie dają takiej pewności, większość ludzi wsak wykorzystuje komputery do mało ambitnych celów i takie urządzenie mogłoby w pełni im wystarczyć, a baza aplikacji i gier jest spora. Tutaj wyjątkowo Microsoft wyprzedził uderzenie przeciwnika prezentując ideę interfejsu Continuum.
Ile jest Androida w Androidzie?
Problem Androida nie polega na tym że jest to system definitywnie zły. Nexusy, Motorole i niektóre telefony z dobrym wsparciem Cyanogenmoda są świetnymi urządzeniami z nowoczesnym i stabilnym systemem operacyjnym, regularnie aktualizowanym przez kilka lat po zakupie urządzenia. Problem polega na tym że 90% telefonów na rynku tak naprawdę nie ma Androida, tylko autorski system opaty na Androidzie, z własnym interfejsem, własnymi podstawowymi programami, a do kupy to wszystko łączy jedynie Google Play Services. Przechodząc się po wystawie ze smartfonami i bawiąc się nimi czasami mam wrażenie że pod względem oprogramowania nadal trwa era „feature phonów” gdzie jedynym standardem była Java2ME i to jeszcze niekoniecznie działającym wszędzie. Przykładowe wysłanie SMSa, albo włączenie mobilnego transferu danych robi się zupełnie w inny sposób na Xperii Z3, Samsungu Galaxy S6, albo HTC One M8 mimo że wszystkie te telefony mają w teorii podobną specyfikacje i tę samą wersje systemu operacyjnego! W praktyce jednak różnią wszystkim, ponieważ producenci dali swoje „nakładki”, zostawiając jedynie „rdzeń” do obsługi Google Play i aplikacji Androida. 2 lata po premierze producentowi nie chce się aktualizować tego burdelu i zostaje jedynie działanie „na własna rękę”, jednak tutaj też napotykamy na ograniczenia, znane chyba wszystkim androidziarzom którzy po wgraniu jakiegoś fajnego romu z XDA uświadomili sobie że np. nie ma tam obsługi NFC, bo producent układu nie udostępnił sterowników. „Oficjalne” wsparcie Cyanogenmoda, sprawia że w wielu przypadkach nowy rom jest wybawieniem od widzimisie producenta, ale nie gwarantuje stabilności, pełni funkcjonalności ani niezawodności, nie mówiąc już o nieoficjalnych portach. Jedynie kilka modeli ma naprawdę dobre wsparcie.
Monopol Androida w telefonach w cenie do 4 tys złotych nie byłby tym samym czym monopol Windows przed „erą post pc”, bo w czasach kiedy na rynku 95% komputerów korzystało z Windows mieliśmy całą masę alternatywnych systemów które można sobie było zainstalować i przetestować samemu. W komputerze PC odblokowanie bootloadera nie powodowało utraty gwarancji i nie mieliśmy wyboru jedynie pomiędzy poszczególnymi wersjami Windows gdzie szczytem marzeń był brak nakładki producenta i bloatware. Zawsze można także było zainstalować nowy system nawet na starym sprzęcie, co najwyżej ryzykując wolniejszą pracą, ale wtedy dołożyło się trochę ramu i było ok. Mieliśmy zawsze jakieś wsparcie techniczne od Microsoftu który przynajmniej w ograniczonym zakresie dbał o to żebyśmy mieli załatany komputer przez cały okres jego użytkowania. Typowa platforma sprzętowa w pececie nawet w czasach szalonego rozwoju miała średni okres „życia” około 4 lat który dało się przedłużyć nawet do 10, a zmieniając ją (mobo, cpu, ram) używać w nieskończoność. Smartfon ze średniej półki kupiony w tym roku za trzy lata będzie bezużytecznym elektrośmieciem. Niestety nie każdy telefon to HTC HD2 😉
Co będzie dalej?
Bez względu na to jak bardzo nam się to nie podoba nie da się tego zatrzymać. Android, a raczej jego aplikacje stały się już obowiązującym standardem do którego trzeba się dostosować. Ponad miliard urządzeń to za duży rynek żeby tak po prostu wydawać sobie nowy OS z własną bazą aplikacji, choćby nie wiem jak bardzo dobry byłby to system. Developerzy dla androida co prawda muszą utrzymać wersje dla starych systemów (niedawno ludzie mieli wielki ból dupy że nowy pakiet Office działa na >4.4, a Outlook na >4.0), ale mimo to aplikacje są lepsze niż wiele odpowiedników na Windows Phone gdzie developerzy często utrzymują jeszcze wsparcie pod WP7 (GG, Bilkom) i przy tak ograniczonym API jest jeszcze gorzej. I to jest właśnie ten moment kiedy uświadamiamy sobie że pierwszą połowę dobrych aplikacji na WP robi Microsoft, a drugą Rudy Huyn.
Coraz więcej niezałatanych luk w Androidzie bez możliwości aktualizacji sprawia że coraz bardziej może stać się realna terapia „szokowa”. Google przy swoich obecnych środkach byłoby w stanie stworzyć nową umowę z producentami telefonów, gdzie odcięłoby się od wszystkiego co było wcześniej „grubą kreską”, walnąć pięścią w stół i powiedzieć że od tej pory to oni mają kontrolę nad całością systemu, a „oemy” mieliby wpływ tylko na kilka aplikacji dodatkowych, jak w WP. Producenci musieliby wybierać między możliwością działania usług Google, a pchania nadal swoich nakładek, ale mimo tego że wielu bez Google Play nie wyobraża sobie Androida, to decyzja niektórych producentów może nie być wcale taka oczywista, oni za dużo zarabiają na pchaniu ludziom swojego bloatware (tak, mówię o was koreańce). Mogłoby to doprowadzić do sytuacji podobnej do działań Amazonu i powstania kilku niezależnych sklepów poszczególnych producentów, jeszcze większej fragmentacji, ale ostatecznie to Google i ich partnerzy przejęliby większość użytkowników tych wszystkich forków, zostawiając lukę na ciekawe alternatywy w stylu Windows Mobile, Tizena, albo Firefox OS. Mogłoby to nieźle przetrząsnąć rynek mobilny.
Ale to tego trzeba byłoby mieć jaja.