Zapewne wielu z Was słyszało o haktywistach, działających pod dumnym szyldem „Anonymous”. Jedni potępiają ich akcje, inni zaś gloryfikują ich i podziwiają. Pozwolę sobie przybliżyć trochę ich działalność, po czym przejdę do głównego tematu tego wpisu, mianowicie spróbuję udowodnić, że w tych czasach, przynależenie do nich to już nie kwestia popierania ich racji, a panującej w naszym kraju dziwnej i niezrozumiałej dla mnie mody.
„Witajcie, obywatele świata. Jesteśmy Anonymous.”
Na sam początek, suche fakty. Anonymous to zdecentralizowana grupa hakerów, sprzeciwiających się ograniczaniu wolności obywatelskich, konsumpcjonizmowi, korupcji, katolickiej etyce seksualnej, wpływowi Kościoła na życie publiczne, cenzurze, „fair use”, czy łamaniu praw zwierząt. Akcji dokonują pojedyncze osoby lub mniejsze grupy, działające pod wspólnym szyldem „Anonymous”. Najczęściej posługują się SQL Injection i dokonują ataków DDoS korzystając z botnetów i aplikacji LOIC (Low Orbit Ion Cannon). Niektóre działania hakerów mają charakter żartobliwy, inne pomagają społeczeństwom uciskanym przez reżimy. Ich dewiza to: „Jesteśmy Anonymous, Jesteśmy legionem, Nigdy nie przebaczamy, Nigdy nie zapominamy, Oczekujcie nas.”
Nazwa „Anonymous” oznacza kolektywną świadomość anonimowych użytkowników i wywodzi się z „forów obrazkowych”, gdzie wyróżnik „Anonymous” jest automatycznie przypisywany użytkownikom forum, którzy publikują komentarze bez identyfikacji i uwierzytelnienia. Ich użytkownicy często dla żartu, zachowują się jakby „Anonymous” był jedną i identyfikowalną osobą.
Z wielu ich akcji, moim zdaniem najgłośniejsza była, mająca miejsce w styczniu tego roku, walka z ACTA. Miejsce miały wtedy ataki na serwery rządowe USA, Francji, Polski, Irlandii i Słowenii. Grupa ujawniła adresy mailowe oraz loginy i hasła niektórych pracowników polskiego rządu, a także dane o życiu prywatnym i pracy części jego polityków. Wtedy też „Anoni” zyskali poparcie wielu ludzi i wzrosła znacznie ich popularność, czego efekty niestety wyraźnie widać…
„Anoni” w Polsce
Cóż, wśród moich (i nie tylko) znajomych zapanowała dziwna „moda” na bycie Anonimowym. Owszem, sam osobiście popieram ich poglądy, jednak nie rozumiem manifestowania swojej przynależności do tej grupy, szczególnie na portalach społecznościowych, które… sami wiecie, wiele z anonimowością wspólnego nie mają.
Bo jak wiadomo, najważniejsze w byciu anonimowym jest ujawnianie publicznie swoich danych osobowych…
Już pomijając skrajne przypadki (których wbrew pozorom jest zdecydowana większość), takie jak ludzie ujawniający publicznie swoją tożsamość, mamy również ludzi ze zdjęciami w maskach Guy’a Fawkesa, no i sam fakt istnienia takiej grupy PUBLICZNIE. A gdzie podziały się fundamentalne zasady „Anonimowych”? To ponoć grupa anonimowych jednostek (których tożsamość jest nieznana), gdzie nikt tak naprawdę nie wie, kto jest po jego stronie. I co my tu mamy? Otwartą grupę na Facebooku z ludźmi, których dane osobowe są publicznie dostępne.
Osobiście nie mam nic do „Anonimowych”, jednak na sam koniec wpisu pozwolę sobie pogratulować ludziom, którzy obnoszą się ze swoją przynależnością do nich, a nie znają i nie respektują fundamentalnych zasad tej grupy. Pokazaliście poziom, należą Wam się brawa.