Chutin testuje: Joli OS

joliosWitam czytelników bloga. Dzisiaj przyjrzymy się dość ciekawej dystrybucji, która dzierży nazwę Joli OS.

Jest to system-chmurka, który wg. producenta potrafi działać również w trybie offline. Oparta jest na znanej wszystkim dystrybucji Ubuntu. ISO zajmuje dokładnie tyle, ile Ubuntu LiveCD, a więc 700 MB. W systemie znajdziemy autorskie środowisko graficzne, oparte moim zdaniem o html/html5. No, nie w pełni, np. górny panel jest prawdziwy. Poza tym, jak odpalimy w terminalu nautilusa mamy normalny pulpit.

 

O reszcie featuresów później, przejdę do etapu instalacji.

Tak więc, po odpaleniu LiveCD będziesz zmuszony do założenia konta na jolicloud.com i zalogowania się, uprzednio kradnąc od sąsiada podpinając połączenie internetowe. Bez połączenia zatrzymasz się na ekranie z napisem informującym niczym Cpt Obvious, że nie masz połączenia z Internetem. Jeśli internet masz a konta nie, zostaniesz na ekranie logowania do witryny jolicloud. Tak więc, nie masz raczej wyjścia, so, feel so good in botnet Joli OS.

No dobrze, zalogowałeś się, co dalej? No cóż, dalej czeka Cię instalacja. Warto uwzględnić fakt, iż wygląda ona podobnie jak w Ubuntu, jest niemal identyczna rzekłbym. (Dendżer!!! autorzy zaprojektowali również instalator systemu pod Windowsa – oznacza to, iż instalujesz Joli OS z poziomu Windowsa, a sam Joli trafia do dodaj lub usuń programy jako aplikacja, dlatego łatwo go potem usunąć)

Zainstalowałeś? Świetnie, zrób teraz restart. Twoim oczom ukaże się dosyć schludny bootscreen o niebieskiej kolorystyce, na środku ikonki komputera, tabletu, laptopa. Prawdopodobnie symbolizuje to fakt, że swoją chmurą możesz zarządzać wszędzie. Właściwie, coś w tym jest, ale o tym za moment.

Przychodzi czas na pierwsze logowanie. Tutaj w dalszym ciągu musisz się zalogować, jednak to ostatni raz, kiedy to zrobić musisz.

System podczas instalacji ma wybór języka polskiego – to fakt pocieszający. Fakt już mniej pocieszający jest taki, że główne menu, jakie Ci się pokaże (a wygląda ono tak:

pulpit

jest nadal w języku angielskim. Dzieje się tak z prostego powodu – główny ekran to tak na prawdę witryna my.jolicloud.com, otwarta w Chromium.

Omówię teraz dwa warianty użytkowania Joli OS’a:
a)tryb offline
b)tryb online

A więc tryb offline:
System przechodzi do niego samodzielnie gdy tylko stracisz połączenie z internetem. Wówczas masz dostęp do lokalnych aplikacji i ustawień. Sęk w tym, że nie wiem sam jak się do nich dostać, ponieważ wówczas mamy tylko opcję Hard Drive po lewej stronie. Tak, to jedyna funkcjonalność, jaką udało mi się odkryć będąc w trybie offline. 😉
Zawsze można sobie przejść na TTY1, zalogować się i… No.

A teraz tryb online:
Tym razem jesteśmy w chmurze. Na głównym ekranie pokazuje nam się to, co z poziomu przeglądarki na innym komputerze na my.jolicloud.com. Można sobie zrobić nawet taką mini-incepcję:

Amazing feature

Amazing feature

Po kliknięciu na jakąś ikonę poprzez przeglądarkę dzieje się to samo, co po kliknięciu normalnie, a więc uruchamia się wybrana aplikacja.

Lokalne aplikacje instalujemy przez… hmm… Nie, chyba inaczej się nie da niż przez apt-get.
Lądują one w Local Apps.

Local Apps

Local Apps

Aplikacje, które lądują na główny ekran, są instalowane… a raczej „instalowane”, do końca nie wiem jak to przebiega. Cóż, uznajmy, że po prostu są – wybiera się w App Center:

App center

App center

Zatrwożył mnie fakt, że musiałem instalować cups do obsługi drukarek, zaś zadowoliło mnie, gdy system podpiął mi Spicę jako pamięć masową. Nie każdemu linuksowi się to udaje, no ale uznajmy, że znaczna ich część.
No cóż, w ten sposób dobrnęliśmy do końca wędrówki po Joli OS. Niestety, tego typu systemy nieprędko będą popularne, a już z pewnością w Polsce. Póki co, chyba każdy woli mieć system zainstalowany lokalnie chociażby z racji tego, że część czuje się śledzona, część uważa, że należy dzięki temu do botnetu (pozdrawiam Cię Kim :D). Najważniejszym jednak według mnie powodem jest brak ogólnodostępnego połączenia internetowego. Dajmy na to, idziesz z laptopem do parku, a tam nie ma WiFi, a Ty nie bardzo możesz cokolwiek zrobić. Idziesz sobie w rynek, tam może WiFi znajdziesz, ale cały system będzie zamulać z powodu wolnego łącza internetowego (chodzi bardziej o prędkość wczytywania danych).

U Amerykan czy gdzieś ma to może sens, jednak u nas nie, póki nie ma ogólnodostępnego internetu i póki ludzie nie przyzwyczają się do życia w chmurce.

Mimo wszystko system dostaje ode mnie najwyższe noty, nie z racji prędkości, zużycia zasobów czy wyglądu, ale dość ciekawej, odmiennej koncepcji. Chociaż punktację podzielę na dwie części:
– online – 10/10
– offline – 1/10 ;>

Z Kremla zdał raport Putin Władimir.