Chutin testuje: LuninuXOS i Mageia

Witam żesz Was tutaj po krótkim odstępie czasowym od momentu opisania Lubuntu. Na dziś opisałem dla Was dwie dystrybucje – LuninuXOS i Mageia i zacznę od…

luninuxlogo

LuninuXOS – jest to dystrybucja oparta o Ubuntu, jak to ostatnio u mnie modne. Wersja, którą zainstalowałem to 12.10.

Jak zwykle zacznę od procesu instalacji. I powiem znowu tyle – nie będę go opisywać. Klon instalatora z Ubuntu, dokładnie to samo. Jedyną hmmm… „nowinką” podczas procesu instalacji jest fakt, że na etapie kopiowania plików, konfigurowania etc. zostaje dla nas odtworzony arabski utwór. No dobra, może nie arabski, ale coś w ten deseń. No i warto napomknąć, że utwór będzie się zapętlać, aż do ukończenia instalacji. Taki feature.

Po instalacji mamy bootloader. Ten jest nieco inny niż wszystkie do tej pory… No, jest byczy. Obarczono go szarą kolorystyką, a po środku taki wielgachny napis „LuninuXOS”, z czego każda literka obsadzona jest w czymś typu klocek. No i jak w Ubuntu, zobaczymy ten taki śmieszny paseczek z kropek.

Jak już przy bootowaniu jesteśmy to burknę tylko, że trwa ono długo. Irytująco długo. Przynajmniej u mnie.

No dobre, zabootowaliśmy. Co widzimy? To:

Pulpit LuninuXOS.

Pulpit LuninuXOS.

Wyładowany softem po brzegi Gnome 3. Co ciekawe, ma dwa typy menu:

Menu 1

Menu 1

Menu 2

Menu 2

Dla każdego coś miłego.

Kwestia softu. Jak już mówiłem, distro zostało wypakowane rozmaitym softem, w tym czytnik rss, opera, skejpy i inne wuje muje. Mimo mnogości oprogramowania zabrakło jednak jakiegokolwiek komunikatora czy klienta IRC. 🙁

Jeszcze jedna irytująca kwestia, która zmusiła mnie wręcz do szybkiej emigracji z tego systemu – nie działa mój Broadcom. Uparcie i upierdliwie nie działa, mimo tego, że system ma zaaplikowany b43-fwcutter. Próbowałem wrzucać ponownie go sam, próbowałem też inne rozwiązania. Nic, kompletnie nic nie pomogło.

Coś jeszcze, co mnie zwaliło z nóg. Lockscreen. Zobaczcie sami:

Post-pecetowy lockscreen

Post-pecetowy lockscreen

Najprawdziwszy smaczek post-pc. Wiecie jak się go odblokowuje? Nie, nie kliknięciem. Trzeba złapać kursorem na dole i przeciągnąć do góry. Ewidentnie rozwiązanie tabletowe, które jakimś podejrzanym i tajemnym sposobem przepęzło do systemu na PC. Po „przeciągnięciu palcem” 🙂 lockscreena do góry mamy taki oto ekranik:

Give me some pass, please

Give me some pass, please

O, tutaj wypływa kolejny smaczek. Widzicie ikonkę mojego konta? Nie, nie wgrałem jej sam. Przy instalacji systemu istnieje możliwość zrobienia sobie zdjęcia kamerką lub wybrania któregoś z dostępnych obrazków. Do wyboru były przeróżne, w tym ksiądz, kardynał, biskup, papież…
Hmm, może naszemu nowemu papieżowi by się to rozwiązanie spodobało.

No cóż, teraz kwestia szybkości i zasobożerności. Jak u mnie to chodzi? No jak, zgadnijcie – Gnome 3 + Celeron M, 1 GB RAM i GMA950. Myślę, że odpowiedź już znacie.

Autorzy distra stawiali na prędkość, prostotę i piękno. Jak im to wyszło?

– Prędkość jest, tak. Jak się posiada dziesięciokrotnie lepszy sprzęt.

– Prostota? No może jest… Nie wnikam.

– Piękno? No, powiedzmy. Osobiście polubiłem ten wygląd, choć dock, mam wrażenie, został zmałpowany od Mac OS’a.

Moja ocena to nie więcej i nie mniej niż 7/10. A szkoda, bo czytając opis tego systemu odniosłem wrażenie, że jest on obiecujący.

No to teraz Mageia.

mageialogo

Mageia to distro oparte na… hmm… Wygląda na niezależną, a jeśli jest na czymś oparta, to na Mandrivie. Szczerze mówiąc nie jestem pewien.

Etap instalacji wygląda inaczej niż ostatnio przeze mnie testowane distra. Niestety nie opiszę go, bo wyemigrowałem z tego distro jeszcze szybciej niż z LuninuX’a. Dowiecie się dlaczego nieco później. Powiem tylko, że podczas instalacji istnieje możliwość wyboru środowiska graficznego, którego chcemy używać jak i wybór tego, czy system będzie pracował na serwerze czy na domowym komputerze.

Bootscreen jest adekwatny do nazwy systemu, bowiem „Mageia” oznacza „magia” po mongolsku jakimś tam języku. Takie tam duperele i po środku animowane logo Mageia. Animacja zaś polega na pojawianiu się bąbelków nad tym półkolistym czymś.

Kwestia softu jest trochę biedna. Niewiele go tam jest, naprawdę. Zaledwie garstka aplikacji i brak sterowników „non-free”, np. brak sterownika do mojego BCM4318 i wifi na usb, co całkowicie wykluczyło to distro u mnie z używania. Niektórzy powiedzą, że co za problem doinstalować – no u mnie jest problem, bo nie bardzo mam jak podpiąć się kablem, ot co.

Osobiście instalowałem wersję CD dystrybucji. Ponoć wersja LiveCD ma więcej softu i sterowniki non-free w porównaniu z CD, niestety nie było mi to dane sprawdzić, bo nie mogłem zabootować nawet wersji LiveCD.

Nie mam nic więcej do powiedzenia.

5/10 – za jego możliwości.

Wesołego jajka i smacznej kury.